Polityka

Słowa zostały rzucone

Na początku było Słowo – to zdanie ewangelisty Jana znają niemal wszyscy. Dla osób wierzących ma ono oczywiście szczególne znaczenie, ale ponieważ Biblia, zarówno Stary jak i Nowy Testament, przepełnione są tylomaż symbolami, alegoriami, odniesieniami i zawierają prawdy tak uniwersalne dla człowieka i ludzkości w ogóle, że śmiało można je rozpatrywać przez pryzmat naszej codzienności.

Nie sposób stwierdzić, kiedy pierwsi ludzie zaczęli porozumiewać się między sobą za pomocą słów, a nie tylko dźwięków. Bez wątpienia jednak, kiedy już ludzkość opanowała tę umiejętność, słowa nabrały dla człowieka szczególnego znaczenia. Stały się początkiem wszystkiego: budowy wspólnoty, więzi, społeczności najpierw rodzinnej i plemiennej, potem narodowej. Z czasem słowa zaczęły nabierać coraz bardziej głębokiego, semantycznego znaczenia, zyskując niezwykłą siłę i wagę, urastającą niemalże do rangi swoistego, realnego bytu. Wierzono w moc słów, w namacalną skuteczność ich wypowiadania, powodującą konkretne skutki w rzeczywistości. Słowa zaklęcia, słowa modlitwy, słowa plemiennych pieśni, słowa hymnu.

W starożytności retoryka stała się filarem kultury. Wielką wagę przywiązywano do sposobu wypowiedzi, jej stylu, swoistej melodii słów. Nie na darmo Demostenes walczył z wadą wymowy, ćwicząc swoje wystąpienia z kamieniem w ustach. W średniowieczu retorykę wykładano na uniwersytetach i do XIX wieku była uważana za niezbędny element wykształcenia Europejczyka.

W czasach totalitaryzmów słowa stały się narzędziem psychicznego terroru, zniewolenia całych społeczeństw i jednostek. Stały się narzędziem kłamstwa i manipulacji. Dostrzegł i mistrzowsko opisał to zjawisko pisarz Józef Mackiewicz, alarmując i przestrzegając w wielu swoich publikacjach.

Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami.

W powieści „Droga donikąd” ustami jednego z bohaterów Mackiewicz wyjaśnia:

Ja mówię o technice bolszewickiej, bo tylko znajomość techniki może nam dać klucz do zahamowania ich maszyny. Otóż bolszewicy doszli na podstawie studiów bardziej praktycznych niż teoretycznych, że skoncentrowane kłamstwo ludzkie posiada siłę, której granic na razie nie znamy, że można dokonać przewrotu gruntownego w takich dziedzinach, jak mowa ludzka, znaczenie słów.

Ze zjawiskiem opisanym przez Mackiewicza mamy do czynienia i współcześnie. Śmiało można stwierdzić, że ten okrutny, niebywale skuteczny, diabelski wynalazek bolszewików ma się świetnie, co więcej, jest pogłębiany i udoskonalany w wielu aspektach naszego życia. Począwszy od równie groźnych i tragicznych w skutkach ideologii gender, czy klimatycznej, przez politykę, a na sprawach z pozoru tylko błahych jak reklama, skończywszy.

Zwalczając przeciwnika należy zawsze używać wyrazów wzbudzających w tłumie najgorsze podejrzenia.

– pisał Ferdynand Ossendowski w swojej powieści pt. „ Lenin”. Na naszym polskim gruncie, nad czym szczególnie boleję i nad czym wszyscy powinniśmy głęboko się zastanowić, ta bolszewicka maksyma trafia na niebywale podatny grunt. Sterowani jesteśmy narracją, sterowani doborem słów, na które rzucamy się niczym wygłodniałe psy na kości. Rozdawnictwo, tłuste koty, złodzieje, plebs, lemingi, wykształciuchy. Wymieniać by można bez końca. Słowa, słowa, słowa. Nacechowane negatywnie, obelżywe, dehumanizujące. Słowa podziału i rozbijania wspólnoty. Cynicznie wykorzystywane przez polityków, choć zdecydowanie częściej przez jedną ze stron politycznego sporu, trafiają niestety na podatny grunt ogółu społeczeństwa, silnie rezonując w naszych lokalnych społecznościach, miejscach pracy, rodzinach.

Słusznym ze wszech miar jest zatem twierdzenie, że partie polityczne rozbijają jedność narodu do tego stopnia, że nie ma już żadnych słów, które mogłyby nas jednoczyć, które byłyby werbalną ideą, tożsamą nam wszystkim. Przestało tę funkcję pełnić nawet to jedno z najważniejszych dla nas od tylu wieków słów: słowo Polska.

Ale czyż nie jest też tak, że to my, społeczeństwo, wybieramy na swoich przedstawicieli polityków bliskich nam ideowo i właśnie werbalnie? Czy to nie my pośrednio wkładamy im w usta słowa – klucze (niegdyś domena poetów, dziś niestety polityków), które rozpalają w nas emocje i czy to nie te emocje są owym podatnym gruntem tego zaklętego kręgu słów?

Słowami można żonglować, można je rzucać na wiatr. Można być z kimś po słowie, albo kogoś za słowo brać. Można dać słowo honoru, można się liczyć, lub nie ze słowami.

Najważniejsze jednak, by brać odpowiedzialność za słowa oraz tej odpowiedzialności za słowa wymagać. Od siebie i od innych. Czego sobie i Państwu życzę.

Mechtylda

Członek zespołu Wiemy XYZ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button