EdukacjaHistoria

Moje Dni z Żołnierzami Wyklętymi – Aleksander Rochewicz

W pierwszym artykule o Żołnierzach Wyklętych na portalu WiemyXYZ przedstawiam biogram szczególnie bliskiego mi Bohatera, Aleksandra Rochewicza,  współpracownika oddziału Marcjana Sarnowskiego ps. „Cichy”, który działał w moich rodzinnych stronach.

Jego marzeniem było, aby Polska była wielka, katolicka i sprawiedliwa, bo przecież on doznał wielkiej krzywdy we własnym kraju. Często budził się w nocy z krzykiem, że go katują.

Na początek parę własnych refleksji. 26.09.2019 roku pojawił się Dzień o Marcjanie Sarnowskim ps. „Cichy” (link w źródłach). Post zacząłem od następującego wpisu:

„Tym razem nie mogę powstrzymać się od osobistych refleksji. Nasz dzisiejszy Bohater urodził się i działał na terenach, gdzie urodzili się i żyli moi pradziadkowie, dziadkowie z obu stron, moja mama i tata. Tam i ja się wychowałem. „Cichy” urodził się w Sugajnie, miejscowości, w której przez jakiś czas żył mój dziadek, pracował w pobliskiej szkole, a jego brat był organistą. Zresztą wszystkie miejscowości, podawane w artykułach o „Cichym”, są mi doskonale znane. Poznawanie historii Wyklętych jest fascynujące…”

W wakacje, w sierpniu 2020 roku, ruszyłem w moje rodzinne strony i wraz z żoną zrobiłem sobie taki osobisty rajd po miejscach, gdzie działał oddział „Cichego”. Poznałem też wspaniałych ludzi, związanych z tym terenem, m.in. bratanka Marcjana – Andrzeja Sarnowskiego. Jednak, nie pomyślałbym nawet przez chwilę, że mogę odnaleźć rodzinę, związaną z działalnością antykomunistyczną.  Niedawno, robiąc porządki w różnych folderach dotyczących mojej pracy o Wyklętych, natrafiłem na post z Listy Wyklętych o Aleksandrze Rochewiczu. Zainteresowałem się tym nazwiskiem, bo wiedziałem, że moja mama była z domu Rochewicz, a na tamtym terenie Rochewiczów jest cała masa. Dzięki mojemu kuzynowi (zlokalizował rodzinę Aleksandra i dał mi telefon) i drzewu genealogicznemu na MyHeritage, upewniłem się, że Aleksander Rochewicz, jak też jego ojciec, także Aleksander, to jest moja rodzina. 100% pewności nabrałem, gdy dodzwoniłem się do syna naszego dzisiejszego Bohatera – Mariusza. Po 3 minutach rozmowy wszystko było jasne. Okazało się, że powinienem mówić do niego wujku. Aleksander Rochewicz – dzisiejszy Bohater to najbliższy kuzyn mojego dziadka Walentego Fanslau. Może inaczej wytłumaczę, moja prababcia Marianna Fanslau z domu Rochewicz, to siostra Aleksandra Rochewicza – ojca naszego dzisiejszego Bohatera.

Aleksander Rochewicz, fot. archiwum rodzinne

Nasz Bohater urodził się 12.08.1920 roku w Krzemieniewie (dziś to wieś w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie nowomiejskim, w gminie Kurzętnik). Był synem Aleksandra i Emilii z domu Kleszczyńska. Ojciec Aleksander urodził się 06.01.1886 roku w Brzoziu Lubawskim (dziś to wieś w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie nowomiejskim, w gminie Kurzętnik, w tej wsi urodził się mój pradziadek Jan Fanslau, ale także moja mama). Był synem Franciszka i Antoniny z domu Ewertowska. Ukończył 7 klas szkoły powszechnej. Później zamieszkał w Krzemieniewie i pracował na własnym gospodarstwie rolnym. Był członkiem Stronnictwa Narodowego. Razem z Emilią mieli sześcioro dzieci (Mieczysław, Czesław, Kunegunda, Janina, Stanisława i najmłodszy Aleksander, nasz dzisiejszy Bohater). Ciekawostką jest to, że gdy rodził się Aleksander, to w ich gospodarstwie byli bolszewicy. Jak wiemy, trzy dni później wydarzył się „Cud nad Wisłą”. Syn Aleksander junior ukończył 7 klas szkoły powszechnej.

W czasie okupacji niemieckiej, rodzina została wysiedlona przez Niemców ze swojego gospodarstwa. Aleksander senior zaczął pracę u niemieckiego gospodarza w Kurzętniku, a syn Aleksander u innego Niemca w Mroczenku. Tam też zamieszkali. Po wejściu sowietów rodzina wróciła na swoje gospodarstwo.
Na tym terenie działała antykomunistyczna organizacja Ruch Oporu Armii Krajowej (ROAK) – Batalion „Znicz”  pod komendą kpt. Pawła Nowakowskiego ps. „Leśnik”, „Kryjak”, „Łysy”. Jeden z oddziałów, w ramach ROAK, był pod dowództwem Marcjana Sarnowskiego „Cichego”. Oddział „Cichego” działał głównie na terenie dzisiejszego powiatu Nowe Miasto Lubawskie. W ciągu swej kilkumiesięcznej działalności oddział „Cichego” przeprowadził ok. 27 akcji przeciw siłom i instytucjom komunistycznym (w tym rozbicie pięciu posterunków MO, cztery likwidacje szkodliwych funkcjonariuszy komunistycznego aparatu władzy, siedem rozbrojeń MO, UB i SOK, dwie akcje na obiekty kolejowe, jedno starcie z „ludowym” WP i sześć akcji na instytucje państwowe). Przez sformowany przez niego oddział przewinęło się łącznie 25 żołnierzy. W większości byli to ludzie bardzo młodzi – w wieku od 16 do 24 lat. Przeciętnie grupa liczyła po kilkunastu partyzantów. Do tego dochodziło sporo współpracowników pozostających w swych miejscach zamieszkania w powiecie Nowe Miasto Lubawskie.

Jak się okazało, współpracownikami Marcjana okazali się Aleksander Rochewicz – ojciec  i Aleksander Rochewicz – syn. W okresie od października (listopada) 1946 roku do 07.01.1947 roku we wsi Krzemieniewo, w swoim gospodarstwie, udzielali wielokrotnie pomocy oddziałowi Marcjana Sarnowskiego „Cichego”. Kwaterowali ich, żywili, a Aleksander – junior  22.12.1946 roku wziął na  przechowanie od „Cichego” RKM nr 7608 i skrzynkę amunicji (362 sztuki – 293 w taśmach i 69 luźnych). Broń była schowana w stodole, pod słomą. Według ubeckich papierów, oprócz Marcjana, kwaterował u nich także Franciszek Wojtas „Tyczka”, żołnierz „Cichego”.
Działo się to już pod koniec istnienia oddziału Marcjana, bo  03.01.1947 roku „Cichy” wpadł we wsi Buczek (niedaleko miejscowości Krotoszyny – dziś to wieś w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie nowomiejskim, w gminie Biskupiec) w zasadzkę grupy operacyjnej UB-MO i zginął. Rozpoczęły się także aresztowania żołnierzy i współpracowników oddziału.

07.01.1947 roku Aleksander Rochewicz (junior) został aresztowany przez PUBP w Nowym Mieście Lubawskim. Oczywiście nastąpiło przeszukanie gospodarstwa, w którym funkcjonariusze UB znaleźli ukrytą broń i amunicję. Już następnego dnia rozpoczęło się przesłuchanie, które przeprowadził oficer śledczy PUBP w Nowym Mieście Lubawskim Witold Kozak. Aleksander przyznał się do pomocy partyzantom i do przechowania broni. Na pytanie, czy wiedział, że pomaga „bandytom”, którzy chcą obalić obecny demokratyczny rząd, Aleksander odpowiedział, że tak. Ta odpowiedź zaważyła na późniejszym wyroku. Rochewicz został osadzony w areszcie PUBP w Nowym Mieście Lubawskim.

Aleksander Rochewicz, zdjęcie sygnalityczne/AIPN Bydgoszcz: sygn. By 070/1221/1

09.01.1947 roku zostało wydane postanowienie o pociągnięciu do odpowiedzialności karnej. Wydał je  Ludwik Woźnica, oficer śledczy WUBP w Bydgoszczy. Oto treść (pisownia oryginalna, jedynie zmieniłem te wyrazy, które mogły być spowodowane brakiem polskiej czcionki):

„Rochewicz Aleksander zam. w Krzemieniewie pow. Lubawa, od  początku miesiąca grudnia 1946r do chwili aresztowania go t.j. 7.1.47r udzielał powtarzającej sie pomocy członkom bandy N.S.Z. „Cichego”, podszywającej sie pod organizację „Armia Krajowa”.
Pomocy członkom bandy N.S.Z. pod dowództwem „Cichego” w ten sposób, że przez cztery razy t.j.
Na początku miesiąca grudnia 1946r, parę dni przed Świętami Bożego Narodzenia i w dniu Bożego Narodzenia 46r kwaterował członków bandy „Cichego” zaopatrywując ich w żywność oraz udzielał noclegów  im nie meldując o tym władzy powołanej  do ścigania  przestępstw.
Ponadto w dniu 22.12.46r dowódca bandy „Cichy” zostawił karabin maszynowy wraz z skrzynką amunicji do R.K.M., Rochewiczowi Aleksandrowi, który karabin ten wraz z amunicją tą zachował z polecenia „Cichego” w stodole  pod słomą. Broń tą ukrywał dla tej bandy do dnia 7.1.1947r, w którym to dniu została broń w/wymieniona znaleziona u Rochewicza Aleksandra w stodole pod słomą.”

Chciałbym zwrócić uwagę, że ubecy, aby sobie dołożyć splendoru i uwypuklić siłę oddziału, poakowski oddział nazwali oddziałem NSZ podszywającym się pod AK. Wiele razy widziałem taki wpis. Czyż nie mają racji Ci, którzy twierdzą, że najbardziej Wyklęci byli żołnierze z NOW, NSZ, czy NZW?
Postanowienie zostało odczytane Aleksandrowi 10.01.1946 roku.
Akt oskarżenia został sporządzony także 10.01.1947 roku przez Woźnicę i został przesłany do Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Bydgoszczy. 15.01.1947 roku prokurator M. Ponarski zatwierdził akt oskarżenia i przesłał go do Wojskowego Sądu Rejonowego (WSR) w Bydgoszczy.

Warto także dodać, że 13.01.1947 roku zgłosił się do WSR w Bydgoszczy adwokat i obrońca wojskowy Henryk Trzebiński z Bydgoszczy (jak jest napisane: „z polecenia rodziny zgłaszam się jako obrońca podejrzanego”). W innym piśmie rolę obrońcy Aleksandra przejął adwokat i obrońca wojskowy Jan Demkow z Bydgoszczy.
Rozprawa odbyła się 12.02.1947 roku na sesji wyjazdowej w Nowym Mieście Lubawskim. Przewodniczącym składu sędziowskiego był Banaszak Alfons, asesorem Krawczyk Stanisław, ławnikiem Stanisław Witkowski, oskarżycielem Zimiakowski Zdzisław (stopnie wojskowe pominąłem). Obrońcą był wspomniany Jan Demkow. Wyrok został ogłoszony 14.02.1947 roku. Aleksander Rochewicz został skazany na karę łączną 12 lat więzienia z pozbawieniem praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres 5 lat i utratę całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Tu warto nadmienić, że na tej rozprawie skazany został na karę śmierci żołnierz „Cichego” Franciszek Wojtas „Tyczka” i współpracownicy oddziału: na 15 lat Jan Kirzanowski, na 10 lat Franciszek Wiśniewski i na 10 lat Bronisław Szymczyk.
Na mocy amnestii z 22.02.1947 roku WSR w Bydgoszczy, w dniu 08.03.1947 roku, zmniejszył karę łączną Aleksandra do 5 lat.
Początkowo karę odbywał w więzieniu w Grudziądzu (już od 14.02.1947 roku).
08.07.1947 roku matka Emilia napisała prośbę do Bieruta o umorzenie kary syna. Także mieszkańcy Krzemieniewa, w tym samym dniu, wystosowali prośbę o zwolnienie. Podają oni m.in.:

„W czasie okupacji niemieckiej wykazywał swoją odrębną polskość narodową, jak również uchylił się od przymusowego zaciągnięcia się do armii niemieckiej. Żadnej współpracy z okupantem nie prowadził, zachowanie jego pod względem narodowym i moralnym było bardzo dobre”.

Obie prośby zawierają przede wszystkim argument, że starszy ojciec ma duże gospodarstwo (32ha) i jeden  z synów – Czesław, który pozostał na gospodarstwie, nie jest w stanie podołać pracy.  Odpowiedź była odmowna. Jako argument podano, że prośba jest przedwczesna.

  • 14.01.1948 roku ojciec Aleksander wystosował pismo do Bieruta o zwolnienie syna. W tym samym dniu było też wystosowane drugie pismo od mieszkańców. Prośba znowu została pozostawiona bez dalszego biegu.
  • 13.12.1948 roku Aleksander Rochewicz został przewieziony do więzienia we Wronkach.
  • 18.03.1949 roku ojciec Aleksander napisał prośbę do Krajowej Rady Narodowej o urlop z odsiadywania kary syna. Odzew: „pozostawienie prośby bez biegu”.
  • 16.09.1949 roku Aleksander sam napisał prośbę do Bieruta o darowanie reszty kary. Prośbę motywował tym, że gospodarstwo podupada, bo starzy rodzice nie są w stanie podołać pracy i sami potrzebują opieki.
  • 21.01.1950 roku Aleksander został przeniesiony do więzienia w Potulicach (wieś położona w województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie nakielskim; ciekawostką jest to, że drogą przez las mam 15 min do Potulic).
  • 27.08.1950 roku Aleksander wystosował prośbę do sądu w Bydgoszczy  o darowanie 1/3 kary.
  • 12.09.1950 roku znowu ojciec Aleksander napisał prośbę do Bieruta. Odzew: „pozostawienie prośby bez biegu”.
  • 30.09.1950 roku Aleksander został przeniesiony do więzienia w Inowrocławiu.
  • 30.03.1951 roku ojciec Aleksander znowu skierował prośbę do Bieruta. Tym razem odmowa z powodu tego, że ponowna prośba była skierowana za wcześnie (musiało minąć pół roku).
    Aleksander  został przeniesiony do Ośrodka Pracy Więźniów w Piechcinie (dziś to wieś w województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie żnińskim, w gminie Barcin). Tutaj ciężko pracował w kamieniołomach w słynnych zakładach wapienniczych „Pomorskie Zakłady Wapiennicze w Bielawach” (dziś to zakład w Piechcinie). Z następnej prośby o zwolnienie dowiadujemy się, że Aleksander podupadł na zdrowiu – miał gruźlicę. Znowu prośba pozostała bez dalszego biegu.
  • 17.07.1951 roku prośbę kieruje tym razem matka Emilia. Odpowiedź odmowna.

Aleksander wyszedł z więzienia 07.01.1952 roku, po odbyciu całej kary.
Oddajmy teraz głos dzieciom naszego Bohatera, które napisały do mnie przepiękny list:

Na początek może krótko napiszemy jak nasz Tata, po powrocie z więzienia w styczniu 1952 roku, podupadł na zdrowiu. Dała o sobie znać gruźlica, wielkie osłabienie z powodu tortur, blizn po nich na całym ciele. Wyczerpała go też ciężka praca w kamieniołomach, w słynnych zakładach w Piechcinie. Długie leczenie i  rekonwalescencja przyniosła jakiś efekt. Nasza Babcia Emilia bardzo troszczyła się o swojego syna, podawała mu mleczne smakowitości i prawdziwy miód, który jest lekiem nad leki, a w tamtych czasach był nie do zdobycia. Z czasem wrócił do pracy w gospodarstwie, choć na początku było mu bardzo ciężko. Mama też podupadła na zdrowiu z rozpaczy i tęsknoty za synem.
Brakowało rąk do pracy i koni do uprawy roli. Dlatego postanowili kupić konia z sąsiedniej wsi Brzozie Lubawskie. Zajechali do gospodarstwa państwa Wiśniewskich. Z domu wyszedł starszy pan ze śliczną córką Krystyną, w długich ciemnych włosach i prześlicznych loczkach. Po przywitaniu Tato szepnął jej do ucha: „Włosy to masz piękne”. Konia oczywiście kupili, a Tata następnym razem przyjechał sam bryczką, ale już w dwa gniade konie, w czarnym cylindrze. Mama nie ukrywała, że Tata jej się bardzo podobał. Był bardzo kulturalny i miły, do tego miał poczucie humoru. Pochodził ze szlacheckiej rodziny, mama zresztą również. Latem sobie wyjeżdżali na przejażdżkę bryczką po pięknej okolicy. Mama w błękitnej koronkowej sukience i w kapeluszu na słońce. Tak mijały wspaniałe ich spotkania. Pewnej pięknej niedzieli Tato przyjechał w czarnym garniturze pod krawatem, trzymał w ręku bukiet polnych kwiatów. Mama miała ubraną białą sukienkę w czerwone kropki. Tato ukląkł przed nią i poprosił o rękę. Mama w pierwszym momencie zaniemówiła, po chwili się zgodziła, zresztą nie wyobrażała sobie życia z nikim innym.
Ślub wzięli w 1955 roku, mama w pięknej białej sukni i welonem z bardzo długim trenem, szczęśliwi we dwoje. Po ślubie Mama przeprowadziła się do męża. Wspólnie pracowali i dorabiali się, cieszyli się z małych rzeczy. Czas wolny spędzali wśród przyjaciół ze wsi. Razem się bawili, dużo rozmawiali, często doradzali sobie  w wielu problemach w gospodarstwie.
Dodajmy, że nasz Tato był prezesem Kółek Rolniczych w Krzemieniewie i ludzie Go bardzo cenili. Cechował się wielką odwagą i bohaterstwem, był to wręcz heroizm w tamtych komunistycznych czasach. Jego marzeniem było, aby Polska była wielka, katolicka i sprawiedliwa, bo przecież on doznał wielkiej krzywdy we własnym kraju. Często budził się w nocy z krzykiem, że go katują. Mama go tuliła jak małe dziecko, ze stoickim spokojem tłumaczyła, że to zło już nigdy nie może wrócić. W jej ramionach czuł się bezpiecznie. Powtarzała mu, że nienawiścią nie uleczy się ran i wybaczając wyświadczymy sobie przysługę. Troskliwe pielęgnowanie wszelkich krzywd skutecznie zatruwa życie i odbiera całą radość z pięknych chwil, które się człowiekowi przytrafiają.
Z tej wspaniałej miłości przyszła na świat córka Edyta. Bardzo się wszyscy cieszyli z pierworodnej córeczki. Niestety, babcia Emilia nie doczekała jej narodzin, bo zmarła pół roku po ślubie Rodziców. Było to bardzo przykre. Dziadek zmarł, gdy Edyta miała 5 lat. Po kolejnych dwóch latach urodziła się druga córeczka Benedykta, a po czterech syn Mariusz i po kolejnym roku mała Beatka. Zawsze pragnęli mieć dużą rodzinę, a wiadomo, że życie nie jest przypadkiem i ma swój cel. Pomimo ogromu pracy i troski przy dzieciach, doskonale się rozumieli bez słów i byli dla siebie wsparciem w każdej sytuacji, z wielkimi planami na przyszłość.
Niestety, te wszystkie plany, zamiary, nadzieje i marzenia przerwała wielka tragedia. Nasz Tato zginął w wypadku motocyklowym w 1967 roku (dop. wł. dokładnie 03.07.1967 roku). Nikt nie mógł w to uwierzyć. Mama strasznie to przeżywała, została sama z dużym gospodarstwem. Czy rzeczywiście w tak wielkiej miłości wszystko musiało ulec zniszczeniu? Nie do końca jednak, pozostałyśmy my, dzieci. Od tego dnia Mama była dla nas wszystkim: ojcem i matką. Ojciec pozostał dla nas cichym bohaterem, niosąc w dłoni zapalone światło rozświetlające mrok obojętności po szlakach poniżenia, cierpienia, a zarazem wielkiej nędzy. Dla Mamy zaczęła się straszna harówka. Sama pracowała w polu, orała, siała, sprzątała, czasem ktoś przyszedł w żniwa i na wykopki do pomocy.
Do tego doszło kolejne zmartwienie. Po śmierci śp. Taty nasza najstarsza siostra Edyta zachorowała na cukrzycę. Zaczęły się długie i częste pobyty w szpitalu, nieraz trwające miesiąc. Wielka rozłąka z dzieckiem, do tego straszne koszta, bo pobyt w szpitalu był płatny, z tego względu, że rolnicy nie byli ubezpieczeni. Dopiero w latach 70-tych weszło ubezpieczenie dla wszystkich. W miarę sił staraliśmy się mamie pomagać w lżejszych pracach, a później w cięższych i bardziej odpowiedzialnych. Latem przyjeżdżała do nas babcia Waleria, mama naszej Mamy. Pilnowała nas i robiła obiad. Mamie było bardzo ciężko, nigdy jednak nie narzekała, co było dla nas bardzo budujące. Jak mówił św. Jan Paweł II: „Miłości bez krzyża nie znajdziesz, krzyża bez miłości nie udźwigniesz”.
W czasie zimowym nasza Mama lubiła czytać książki. Dodajmy, że była osobą wykształconą. Przędła wełnę, robiła na drutach wspaniałe rzeczy. Siedzieliśmy wtulenie w ciepełko kaflowego pieca, a Mama opowiadała różne śmieszne historie z 12 lat wspólnego życia z Tatą. Dla naszej siostry zima zawsze była straszna, z powodu choroby marzły jej ręce i nogi, często miała wrzody na całym ciele, trudne do wyleczenia. Przywiązały się także inne choroby. Medycyna nie była wtedy tak rozwinięta, jeśli chodzi o tę chorobę. Nasza siostra zmarła w wieku 26 lat. Było to wielkie przeżycie dla nas wszystkich, zwłaszcza dla naszej Mamy. Straciła dziecko, a my wspaniałą siostrę. Mama od tego czasu stała się smutna i zamyślona. Zmarła w wieku 81 lat, a my dzisiaj chcemy podziękować naszym Rodzicom, że dali nam życie, zaszczepili w nas wiarę, która jest bezcennym darem. Staramy się ją pogłębiać, czując obecność Jezusa, który nas wspiera dzień po dniu. Tę wielką miłość Rodziców staramy się  przekazać przyszłym pokoleniom, naszym dzieciom i wnukom. Pomimo trudu dzieciństwa, cieszymy się z tego, co mamy, a nie myślimy o tym, co nas ominęło w życiu. Zakończmy ten życiorys poniższą sentencją:

„Choćby Tobą Chryste Panie Pogardziły obce ludy
To na polskim zawsze łanie Chłop Ci skłoni się jak wprzódy.
Chłop postawi Bożą mękę U wrót wioski na rozstaju
Byś wyciągnął Jezu rękę I włodarzył w naszym kraju.”

Należy dodać, że Aleksander i Krystyna oraz córka Edyta są pochowani na cmentarzu w Kurzętniku (na tym cmentarzu są pochowani dwaj bracia mojej mamy, teraz doszły jeszcze groby do odwiedzin).
Na początku lat 90-tych żona Krystyna wystąpiła z wnioskiem do sądu o uznanie nieważności wyroku. 24.11.1993 roku Sąd Wojewódzki w Toruniu wydał postanowienie, w którym odrzucił wniosek, gdyż sąd nie znalazł materiałów świadczących o działalności Aleksandra na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. Co więcej sąd podał, że żona Krystyna nic nie wniosła do sprawy. Jak mogła wnieść, gdy poznała męża po wyjściu z więzienia. Nawet jeśli znałaby, to nie mogła tego udowodnić, bo Aleksander nie był w oddziale, a był tylko współpracownikiem !!! Wydaje mi się, że tym bardziej wyrok powinien być uznany za nieważny.  Od rodziny wiem, że po tym uzasadnieniu Krystyna odpuściła.

Źródła:
1. AIPN Białystok: sygn. Bi 065/153/1, Banda „Ruch Oporu Armii Krajowej” – I Brygada Batalion Znicz
2. AIPN Bydgoszcz: sygn. By 010/31, Charakterystyka powojennej organizacji niepodległościowej pod dowództwem: Sarnowski Marceli
3. AIPN Bydgoszcz: sygn. By 070/1221/1, Akta śledztwa w sprawie przynależności do powojennej organizacji niepodległościowej, także źródło zdjęcia
4. AIPN Bydgoszcz: sygn. By 070/1221/2, Akta śledztwa w sprawie przynależności do powojennej organizacji niepodległościowej
5. AIPN Bydgoszcz: sygn. By 66/757, Akta w sprawie karnej przeciwko Wojtas Franciszek
6. AIPN Bydgoszcz: sygn. By 66/758, Akta w sprawie karnej przeciwko Wojtas Franciszek
7. AIPN Bydgoszcz: sygn. By 141/51, Akta nadzoru w sprawie przeciwko Wojtas Franciszek
8. Biogram Marcjana Sarnowskiego „Cichego” na mojej stronie na fb „Moje Dni z Żołnierzami Wyklętymi”: https://www.facebook.com/MDzZW/posts/2844484625584793
9. Wiadomości od syna naszego Bohatera – Mariusza Rochewicza.
10. List do mnie napisany przez dzieci Aleksandra i Krystyny.

Tomasz Fanslau

Nauczyciel matematyki, antykomunista, pasjonat Żołnierzy Wyklętych, twórca i organizator Rajdu Śladami Żołnierzy Wyklętych Pałuk i Okolic. Autor stron na Facebooku "Moje Dni z Żołnierzami Wyklętymi" oraz "Moje Dni z Żołnierzami Wyklętymi Archiwum." Autor biogramów Żołnierzy Wyklętych współpracujący społecznie z Instytutem Pamięci Narodowej.

Jeden komentarz

  1. „Czyż nie mają racji Ci, którzy twierdzą, że najbardziej Wyklęci byli żołnierze z NOW, NSZ, czy NZW?”
    Pomimo, że formacji o proweniencji narodowej w Polskim Państwie Podziemnym było ponad 50 proc. liczebności, to bez względu na to jaka opcja polityczna sprawuje władzę, narodowcy są nadal sekowani po dzień dzisiejszy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button