- z 1953 r., pomijając już nawet okoliczności jej podjęcia i to czy jest w ogóle ważna, to dokument o charakterze wewnętrznym. Uchwały RM to swego rodzaju polecenia skierowane do podległych organów. Ich doniosłość prawnomiędzynarodowa jest równa zeru. Tym sposobem nie dało się zrzec reparacji.
- Do zrzeczenia reparacji potrzebne jest działanie państwa na zewnątrz: zwł. umowa międzynarodowa albo nota dyplomatyczna. Czegoś takiego nigdy nie było. Co więcej, zgodnie z prawem międzynarodowym państwo, bez szczególnego upoważnienia, może reprezentować: głowa państwa, szef rządu albo minister spraw zagranicznych – Rada Ministrów nie jest żadnym z tych organów.
- Niezależnie od tego, istnieje koncepcja pozwalająca traktować oświadczenia państw w sposób analogiczny do oświadczeń woli osób fizycznych. Na tej podstawie Polska ma prawo uchylić się od skutków uchwały z 1953 r., która (co nie budzi wątpliwości) była wymuszona przez Sowietów szantażem (dławili nas wtedy przymusowymi dostawami węgla po nierynkowych cenach i zgodzili się na ich uchylenie pod warunkiem rezygnacji z reparacji). Jest to jednak argumentacja wyłącznie pomocnicza, bowiem pierwszą linią obrony jest mocne twierdzenie, że do żadnego zrzeczenia nigdy nie doszło.
- Komunikat prasowy z 1953 o zrzeczeniu reparacji, na którym Niemcy głównie zdają się budować swoją narrację, jest oczywiście tylko materiałem prasowym i nie w ogóle żadnej prawnej doniosłości.
- Niemcy są powyższego oczywiście doskonale świadomi, dlatego podczas negocjacji poprzedzających podpisanie traktatu PRL-RFN (1970) usiłowali uzyskać od Polski prawnie skuteczne zrzeczenie reparacji. Polska nie wyraziła na to zgody.
- Słabość pozycji niemieckiej znajduje także potwierdzenie w oświadczeniach rządu RFN, który jak mantrę powtarza, że sprawa reparacji została zamknięta, ale nigdy nie był w stanie przytoczyć żadnych konkretów ani powołać jakiegokolwiek dokumentu.
- W latach 2004 i 2022 polski Sejm podejmował uchwały, z których jasno wynika, że kwestia reparacji jest otwarta.
- W 2006 min. Anna Fotyga (a raczej jakiś z urzędników MSZ) w odpowiedzi na interpelację poselską stwierdziła, że kwestia reparacji jest już zamknięta. Stanowisko to było kontynuacją wcześniejszego stanowiska W. Cimoszewicza jako ministra spraw zagranicznych w rządzie Belki. Było to głupie, błędne, sprzeczne z 2 lata wcześniejszą uchwałą sejmu – ale nie odniosło żadnego skutku wobec Niemiec – jako działanie ściśle wewnętrzne (w relacji minister – poseł) i to do tego o charakterze jedynie informacyjnym, a nie normatywnym.
- W październiku 2022 Polska złożyła oficjalną notę dyplomatyczną domagającą się odszkodowań wojennych. Celowo nie posłużono się zwrotem „reparacje”, ponieważ odszkodowania są pojęciem szerszym i zawierają w sobie reparacje, ale także inne podstawy roszczeń, w tym ogólną odpowiedzialność polityczno-moralną.
- W lutym 2024 w Berlinie Donald Tusk stwierdził, że pod względem prawnym sprawa reparacji jest już od dawna zamknięta. Nie wystosowano żadnej noty o tej treści, więc takie oświadczenie można próbować uznać za nieskuteczne wobec Niemiec, ale sprawa nie wygląda zbyt dobrze: oświadczenie złożył szef rządu umocowany do reprezentowania Państwa Polskiego, kierując je bezpośrednio do kanclerza Niemiec, w jego berlińskiej siedzibie.
- Reparacje wojenne nie wyczerpują niemieckiej odpowiedzialności za zbrodnie popełnione i szkody wyrządzone w Polsce. Pozostaje jeszcze odpowiedzialność odszkodowawcza oparta na przesłankach politycznych i moralnych. Ale twierdzenie, że reparacje nam się na pewno nie należą, jest działaniem na szkodę Polski, skoro mamy mocne prawne argumenty za tym, że do zrzeczenia reparacji nigdy nie doszło.
- Wczoraj Polski MSZ poszedł jeszcze znacznie dalej, oświadczając, że prowadzi rozmowy z Niemcami na temat „gestu zadośćuczynienia”. Wygląda na to, że MSZ odpuścił już nie tylko reparacje, ale także odpowiedzialność opartą na przesłankach polityczno-moralnych, i oczekuje już jedynie zadośćuczynienia symbolicznego.