Zielonym ładem po oczach
Według Arystotelesa państwo jest wspólnotą, której celem jest m.in. dobro człowieka. Obywatele wybierają swoich przedstawicieli, którzy mają obowiązek tej wspólnocie służyć, zarządzać i gospodarzyć dla dobra wspólnego. Na szczeblu lokalnym organem władzy jest władza samorządowa, również z definicji wspólnota utworzona z mocy prawa przez mieszkańców danego terytorium, która ma za zadanie zaspokojenie zbiorowych potrzeb tejże wspólnoty. Obywatele zaś mają określone obowiązki i prawa. Tyle teoria, a jak to się ma w ostatnim czasie do rzeczywistości?
Pani poseł Urszula Zielińska z partii Zieloni podczas rozmowy w Radio Plus wspomniała, że są opracowywane sankcje, jakie mają być nałożone na obywateli, którzy nie wywiążą się z obowiązku ocieplenia swoich domów. Proszę nie przecierać oczu ze zdumienia, pani poseł dokładnie takiego sformułowania użyła – sankcje, w stosunku do obywateli, wobec których pani poseł, jako przedstawiciel tychże, powinna pełnić rolę służebną w trosce o ich dobro. Powszechne oburzenie wywołała także wypowiedź pani poseł Anny Marii Żukowskiej na temat wzrostu cen energii elektrycznej. Pani poseł szczerze i bez ogródek przyznała, że władza może zrobić wszystko, byle się obywatele nie zorientowali.
I tu dochodzimy do clou problemu. Planeta płonie, ostrzega Rafał Trzaskowski, wszyscy musimy ratować płonącą planetę. Jakoś tak się składa jednak, że wszelkie koszty związane z szaleństwem Zielonego Ładu spadają na zwykłego obywatela. Organy władzy nie zadbały o infrastrukturę, która pozwoliłaby tę naszą planetę ratować. Na prowincji nie ma sieci wodociągowej, kanalizacji, gazociągu. W całym kraju nie ma infrastruktury energetycznej, która pozwoliłaby na użytkowanie wymaganych pomp ciepła. Zakazuje się ogrzewania naszych domów węglem i drewnem, wymyśla się podatek od gazu, kiedy dopiero co wymuszano na obywatelach montaż kotłów gazowych. Kolejne pomysły ratowania planety biją po kieszeni mieszkańców miasteczek i wsi, bo to oni zmuszani są do kapitalnych remontów swoich domów, by sprostać wymaganiom szaleńców od Zielonego Ładu. Nikogo z decydentów nie interesuje, skąd ludzie mają wziąć pieniądze, zwłaszcza że zwrot nakładów jest tylko częściowo refundowany z programu Czyste Powietrze.
Pierwsi powagę sytuacji dostrzegli rolnicy i rozpoczęli protesty, bo to oni poniosą najwyższe koszty pomysłów z Brukseli. Koszty związane nie tylko z przystosowaniem swoich domów, ale przede wszystkim te, związane z ich ciężką pracą: hodowlą i uprawą. Ale protestować powinniśmy wszyscy. Nie tylko mieszkańcy prowincji, nie tylko właściciele domów, często spłacanych ogromnym kosztem, bo na kredyt. Do protestu powinni przystąpić mieszkańcy miast, nawet jeśli wydaje im się, że jedynym problemem w tej chwili jest tylko brak ładowarki do elektrycznego auta na parkingu. Może myślą sobie, jak infantylna pani poseł Zielińska, że kupno odpowiedniego przedłużacza rozwiąże problem? Nie sądzę. Jestem pewna, że zdają sobie sprawę, jak bardzo wzrosną ceny towarów i usług oraz jak ogromne problemy będą mieli w związku z wykluczaniem kolejnych dzielnic z możliwości ruchu własnym autem. Dlaczego wobec tego nie protestujemy wszyscy? Może dlatego, że pomysły brukselskiego eurokołchozu wydają się nam tak absurdalne, że aż niemożliwe?